Pewnej słonecznej niedzieli wybieram się na
spacer po O Castro, punkcie widokowym w Vigo. Znajduje się on bardzo blisko
centrum i chociaż widać z niego całą panoramę miasta, można tam dojść wolnym
spacerkiem bez większego wysiłku, bo wzgórze nie jest strome. Oczywiście idę sama,
bo wszyscy ludzie z Erasmusa mają kaca po sobotniej imprezie.
Żeby dojść do O Castro, wystarczy skręcić w
stronę drzew przy rondzie P. Espana. Uwielbiam ronda w Vigo! Pośrodku każdego z
nich znajduje się albo fontanna, albo jakaś ciekawa rzeźba.
O Castro to nie tylko punkt widokowy i średniowieczna osada Celtów, ale i ogromny plac zabaw, miasteczko drogowe, gdzie dzieci mogą uczyć się bezpiecznej jazdy na rowerze oraz skatepark. Uważam, że w Polsce zdecydowanie brakuje takich miejsc.
Rozbrzmiewająca wokół średniowiecznej fortecy otoczonej egzotyczną
roślinnością magiczna melodia harfy sprawia, że czuję się jakbym
była w zaczarowanej krainie.
Po kilku
godzinach postanawiam iść do miasta na lunch.
Mijam podziemną
galerię handlową, której wnętrze nie wygląda na galerię.
W toalecie
drogocenny papier jest zamknięty na kłódkę.
W kolejnej galerii są podwójne wyprzedaże, więc kupuję śliczny
sweterek za 2 euro w Bershce. Chce mi się śmiać z tej ceny, zwłaszcza że kanapki
są tu droższe od ubrań.
Wybieram się do mojego ulubionego miejsca
z kanapkami, Marylin. Miejsce kiczowate, ale urocze, a kanapki
przepyszne!
Zamawiam kanapkę z tortilla de patatas,
bekonem i serem. Chleb i omlet z ziemniakami wydaje się dziwnym połączeniem, ale
o dziwo smakuje bardzo dobrze! Sama hiszpańska tortilla nie jest powalająca,
powiedziałabym, że wręcz mdła (omlet z ziemniakami), jednak tego połączenia warto
spróbować, będąc w Hiszpanii.
0 komentarze:
Prześlij komentarz