Port

Port jest jednym z moich ulubionych miejsc w Vigo. Jest oddalony zaledwie pięć minut od mojego mieszkania, więc bywam tu prawie codziennie. W porcie czuć błogi spokój, słychać mewy, czuć zapach oceanu. Spaceruje tu bardzo dużo ludzi, niektórzy biegają, jeżdżą na deskorolce, rowerze czy rolkach. Często siedząc na ławce, jem śniadanie i obserwuję ludzi. Czasami dosiadam się do innych i rozpoczynamy dyskusję. Jestem tu dopiero od miesiąca, a już zauważyłam, jak spory progres zrobiłam w języku hiszpańskim. Oczywiście mam dni, kiedy niespodziewanie łapie mnie bariera językowa, zwłaszcza kiedy ktoś mnie atakuje znienacka w sklepie. Jednak w porcie czuję taki chill, że udaje mi się rozmawiać. Poznałam nawet starszego rastamana, który prowadzi tu sklepik i zna wszystkich ludzi w okolicy, zawsze dumnie krzyczy do swoich znajomych ‘Es mi Amiga de Polona!!!’. W Galicji nie ma raczej turystów, więc  chyba bardzo go cieszy, jak zamieni ze mną kilka zdań.  Tym sposobem przedstawił mnie wczoraj swoim znajomym policjantom, co mnie zmieszało i rozbawiło. Innym razem wybrałam się z Mileną, moją koleżanką z Dusseldorfu, na kawę do portu, gdzie dosiadłyśmy się do pani w wieku mojej mamy. Była tak kochana i zabawna, że miałam ochotę ją przytulić. W takich momentach najbardziej tęsknię za rodzicami.
Uwielbiam też chodzić do portu późnym wieczorem, kiedy nie ma już spacerujących ludzi, jedynie dziadkowie łowią ryby. Chociaż nie lubiłam wcześniej biegać, tutaj sprawia mi to przyjemność. Czarny ocean otoczony wyspami z tysiącem oświetlonych domków ma w sobie ukrytą magię. Miasto jeszcze nie śpi, ale jest uśpione ciszą. W porcie czas zatrzymuje się w miejscu.














W Vigo w końcu zaczęła się wiosna! Jest cudowna pogoda, szkoda tylko, że w poniedziałek mam egzamin z Old English. 



0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Blogger news

Blogroll

About